Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
unikalne i sprawdzone wypracowania

Kartka z pamiętnika Robinsona Crusoe

Zdarzyła się rzecz niesłychana. Kiedy już myślałem, że jedyne, co mogę zrobić to modlić się do Boga i prosić Go o przebaczenie wszystkich grzechów, z opuszczeniem moich kochanych rodziców na czele, nie wiedząc kiedy, została mi odebrana świadomość.

Prawdopodobnie jeden z masztów uderzył mnie w skroń podczas tego najstraszniejszego sztormu mojego życia. Nigdy jeszcze nie widziałem fal tak wysokich, morza tak wzburzonego, a ludzi tak przerażonych. Wiatr miotał statkiem jak papierową łódeczką, łamiąc maszty i zalewając pokład morską pianą. Można opisać to tylko jednym słowem: apokalipsa! Widziałem moich serdecznych przyjaciół wypadających za burtę, tonących w czarnych odmętach lub porywanych przez fale.

Pamiętam, że przylgnąłem do jakiejś poręczy przygotowany na najgorsze. Myśli płynęły przez moją głowę szybką strugą... to wzburzając się, to gasnąc. Myślałem o moich rodzicach, których zostawiłem bez pożegnania, gnany młodzieńczą porywczością, która zawiodła mnie tutaj – na sam środek wzburzonego oceanu, z którego mogę już nigdy nie wrócić… Myślałem o moim dzieciństwie – dostatnim i beztroskim, w którym nie potrafiłem się odnaleźć, żądając ciągłych przygód i nowych wrażeń.

Chwilami, gdy morze ogłuszało krzyki marynarzy, miałem wrażenie, że jestem na samym dnie oceanu – żywy, spoglądający na wszystko z głębi. Nie martwiłem się o to, co dzieje się na powierzchni. W pewnym momencie woda nade mną, a może było to niebo, zaczęła ciemnieć. Chmury i piana połączyły się, unosząc mnie z pokładu statku. Ostatnie, co pamiętam, to twarz mojego najlepszego przyjaciela – młodego majtka, który pierwszy raz w życiu wyruszył w morze, chcąc zaznać – tak jak ja w jego wieku – niezapomnianych przygód, które będzie można na starość opowiadać dzieciom i wnukom. Trzymał się kurczowo balastów na rufie i mógłbym przysiąc, że na jego twarzy nie widać było cienia strachu. Jedyne, co dostrzegłem, to bezgraniczny smutek, walczący z desperacją, która nie pozwoliła mu zwolnić uścisku.

Budząc się na piaszczystym brzegu, z przetrąconym obojczykiem, licznymi siniakami i głową ciężką jak kamień, nie mogłem uwierzyć, że żyję. Zacząłem zastanawiać się, czy cały ten sztorm, cała wyprawa nie były jedynie koszmarem, z którego właśnie się obudziłem. Jednak doszczętnie zniszczony wrak naszego statku, majaczący kilkadziesiąt stóp od brzegu i straszący poszarpanymi żaglami, nie pozostawił mi złudzeń.

Chciałem wstać, poszukać kompanów, jednak nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłem na ziemię, raniąc się boleśnie o kamień. Kompletnie zrezygnowany i oszołomiony zapadłem w głęboki sen, który okazał się dla mnie zbawienny. Dziś obudziłem się rześki i zdecydowany stawić czoła nowej sytuacji.     Pisząc te strony, dziękuję Bogu za to, że zachował w moich kieszeniach kawałki pergaminu i rysik, które od teraz będą moją jedyną pociechą na tej wyspie, która (jak wszystko do tej pory wskazuje) może się okazać zupełnie niezamieszkana.

Streściwszy więc dotychczasowe przeżycia, wyruszam w poszukiwaniu czegoś, co mógłbym spożyć, gdyż słona woda, której się nałykałem nie tylko wzmogła we mnie pragnienie, ale także głód. Pocieszam się myślą, że do tej pory miałem więcej szczęścia, niż rozumu. Tym razem starając się myśleć, w dalszym ciągu liczę na szczęście.

Podobne wypracowania do Kartka z pamiętnika Robinsona Crusoe