Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
unikalne i sprawdzone wypracowania

Kartka z pamiętnika powstańca

62 dzień zesłania. Twierdza więzienna w Nowosybirsku.

Dzień zaczął się jak każdy poprzedni. Obudzono nas przed świtem jeszcze, wypędzono na ranny apel i skrupulatnie przeliczono. Jedynym powodem, dla którego liczba mogła się zmienić, od wczorajszego wieczornego rachowania, była śmierć. Ona o dziwo nie dopadała więźniów tak  łatwo. Nie licząc baraku dla inwalidów i starców, gdzie samo powietrze przesycone było martwotą i chorobą. 

Rosjanie trzymali się twardo, przywykli do ciężkiej pracy i wiecznej zimy. Pracowali zażarcie, czasem wyrabiając niepotrzebnie ponad normę. Sami zwykli mawiać, że oni nie od panów się wywodzą, że ciężka praca im nie obca. Choć i trafiło się paru szlachciców. Nawet w naszym baraku był jeden. Aleksander Iwanowicz. Człowiek szczupły, nieco szpakowaty, cichy i dystyngowany. Miał pewnie 50 lat. Odsiadywał karę, którą car obarczył go za udział w spotkaniach intelektualistów. Mieli tam rzekomo dyskutować o tym, jak obalić panujący ład przy pomocy zachodnich taktyk. Początkowo car skazał wszystkich na śmierć, ale szybko się zreflektował i karę skrócił do 10 lat każdemu. Zabawnie było patrzeć jak traktuje tegoż delikwenta reszta więźniów. Zawsze znalazł się jakiś gorliwy sługa, który za kilka kopiejek herbaty zaparzył, w łaźni oporządzić się pomógł czy szlafmyce zacerował. 

Większość z nas, zesłańców, wywodziła się z  pospólstwa. Trafiali się i dezerterzy, których z niewiadomych przyczyn nie rozstrzeliwano na miejscu. Zwykle sąd skazywał ich na karę chłosty. Uderzano wtedy takiego dysydenta 500 razy kijami, po czym odnoszono do szpitala aby oprzytomniał, by powtórzyć proceder. Naród rosyjski był w jakiś specyficzny sposób dla nas - Polaków -  niezrozumiały. Tak jakby każdy znał swoje miejsce. Zachowana była w tym hierarchia całego narodu. Jeśli ktoś chciał się zbuntować przeciwko panującemu porządkowi, zaraz go kompani przywracali na miejsce siłą.  

Kiedy tylko dorachowano się wszystkich, popędzono nas poza twierdzę. Mieliśmy dziś rozebrać starą barkę, która utknęła na rzece zatrzymawszy się na krze lodowej. Wyglądała jakby przycumowano ją tu lata temu. Stare, pognite belki wychodziły z roztrzaskanego kadłuba jak drzazgi z pękniętego pnia. Dla utrudnienia, placmajor zabronił nam rąbać belki siekierami. Mieliśmy je w całości usuwać z barki, aby móc je później gdzie indziej wykorzystać. Umęczyliśmy się przy robocie co niemiara. Szkoda mi trochę było Iwanowicza, którego więźniowie przepędzali z miejsca na miejsce, jakby był tylko kulą u nogi, nie zaś kolejną parą rąk do pracy. Głupio mu było stać bezczynie, więc począł przenosić połamane deski z miejsca na miejsce. Robota paliła nam się w rękach przez co czas do obiadu zleciał nim się obejrzałem. 

Zawołano dla nas pół godziny przerwy, w tym obiad, czyli stary, wodnisty kapuśniak. Dawno już wnętrzności moje przyzwyczaiły się do tego wywaru. Siedziałem więc z blaszaną miską kapuśniaku i patrząc w dal rozmyślałem. Gdzie się podziali moi towarzysze z wileńskiego więzienia. Ostatnio widziałem ich jeszcze przed wyrokiem. Wtedy zdawało nam się, że skoro jesteśmy niewinni to sąd nas nie skarze. Aleśmy byli naiwni. Wiem, że niektórych rozstrzelano. Reszta pewnie poszła tak jak i ja, na zesłanie. Postanowiłem za wiele nie myśleć na przyszłość. Muszę porzucić troskę, tęsknotę i chyba nadzieję na ucieczkę również. Czasem nęci mnie myśl o ucieczce, ale o ile w obozie jeszcze jawi mi się ta wizja jasno i realnie o tyle tutaj, mając przed sobą obraz bezkresnego pola pokrytego wysoką śnieżną pokrywą, nie łudzę się, że dam radę zbiec. Nawet gdybym się wymknął, pewnie by mnie długo nie szukano, bo przecież ile mogę przeżyć sam na Syberii, bez jedzenia, skąpo odziany i wyniszczony. Śmieszne to i tragiczne, ale łatwiej jest znieść widok twierdzy od środka niźli bezkresnego pola po horyzont usypanego śniegiem. 

Tutaj dostrzegam też, jak daleko ode mnie znajduje się  mój kraj ukochany, ileż to kilometrów nas dzieli, ileż kontynentów i ile żyć między nami stoi. Porzucam póki co myśl o powrocie do rodziny i ziemi ojczystej, bo staje się ona z dnia na dzień coraz bardziej nieznośna i uciążliwa. 

Tak rozmyślając nad samotnością i tęsknotą, doszedłem do wniosku, że aby przetrwać, muszę przestać! Przestać śnić o ojczyźnie, o matce i siostrach, o łąkach pachnących, borach bogatych w zwierzynę, o niebie błękitnym i twarzach przyjaznych. I o tym, że kraj mój w niewoli potrzebuje mnie! Jakże tu walczyć za niego!? Żadnych informacji, wiadomości o nim, ani strzępka gazety, żeby się dowiedzieć czego nowego. Och gdzie jesteś Boże ? Czemuś się Stwórco tak na nas pogniewał, że karzesz nas – Polaków tak srogo? Dla Rosjan car jest bogiem, czy i nad nami ma w takim razie władzę?  

Krępy mężczyzna, współwięzień, wyrwał mnie z rozmyślań silnym szarpnięciem za ramię i wszyscy  wróciliśmy na swoje stanowiska pracy. Wieczorem spędzono nas na plac pośrodku twierdzy, policzono, rozdzielono ubogą kolację i poprowadzono do baraków. Przede mną kolejna noc niespokojnego snu, ulotnych tęsknych myśli i koszmarów. Na razie nie tracę nadziei, że przetrwam dumnie całą tę tułaczkę, wyjdę z niej obronną ręką i powrócę, aby walczyć za wolność ziemi mojej! Może i będzie już wolna, jak wrócę, może już jest ...  

Podobne wypracowania do Kartka z pamiętnika powstańca