Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
unikalne i sprawdzone wypracowania

Adam Zagajewski „Jechać do Lwowa” - interpretacja i analiza poematu

Adam Zagajewski urodził się we Lwowie, ale spędził w tym mieście zaledwie kilka pierwszych miesięcy życia, jego rodzina bowiem w wyniku repatriacji przeniosła się do Gliwic. Rodzice i dziadkowie nigdy nie zaakceptowali jednak nowej przestrzeni życiowej, stale opowiadając o Lwowie, który przerodził się w ten sposób w pewien rodzaj rodzinnej legendy. Pisząc na początku lat 80-tych tomik poświęcony temu miastu, zatytułowany „Jechać do Lwowa”, poeta posługiwał się jedynie uplecionymi wokół opowieści krewnych wyobrażeniami, bowiem w rzeczywistości po raz pierwszy zobaczył to miejsce dopiero kilka lat po wydaniu zbioru.

Tytułowy dla całego zbioru wiersz został zadedykowany rodzicom poety - tym samym osobom, które były źródłem jego wiedzy o „mitycznym Lwowie”. Utwór został napisany wierszem wolnym i przy użyciu języka bardziej przypominającego prozę niż poezję, co wskazuje na nić łączącą utwory poetyckie i prozatorskie Zagajewskiego, na którą sam autor często zwracał uwagę czytelników. Zastosowana tutaj forma nadaje wierszowi charakteru pewnego rodzaju gawędy, łańcucha rozmaitych skojarzeń i obrazów, przytoczonych wedle porządku, w jakim pojawiają się w głowie podmiotu lirycznego.

Mityczność przestrzeni tego miasta sygnalizują już pierwsze wersy:
„Jechać do Lwowa. Z którego dworca jechać
do Lwowa, jeżeli nie we śnie (…)”.

Podmiot liryczny zna miasto, do którego zabiera ze sobą czytelników, jedynie z własnych snów. Odnalezienie drogi w świecie rzeczywistym, świecie „ekspresów i torped” okazuje się niełatwe, co z kolei ewokuje wątpliwość w realne istnienie tego miejsca:
„(…) Jeżeli Lwów istnieje, pod
pokrowcami granic i nie tylko w moim
nowym paszporcie (…)”.

Opis Lwowa rozpoczyna się jednak paradoksalnie nie od obrazu samego miasta, ale okalającej go, sielankowo bujnej natury: drzew, strumieni, zaskrońców (co „jak miękki znak w języku rosyjskim znikają wśród traw”), „zielonej armii łopianów”, „ślimaków rozprawiających o wieczności”. Dopiero potem pojawia się wspomnienie pierwszego szczegółu architektonicznego:
„(…) Lecz katedra wznosi się
pamiętasz, tak pionowo, tak pionowo”.

Wymienienie na samym początku budynku sakralnego podkreśla charakter przestrzeni zatopionej w spokojnej, naiwnej bogobojności jej mieszkańców. Na uwagę zasługuje również wtrącenie do wypowiedzi zwrotu „pamiętasz”, który wskazuje na adresowanie wypowiedzi podmiotu lirycznego do konkretnego rozmówcy, również znającego z własnych wspomnień ów mityczny Lwów. Obraz katedry ewokuje także inne, pozornie dalekie od niego wspomnienia, jest bowiem:
„jak niedziela i serwetki białe i wiadro
pełne malin stojące na podłodze i moje
pragnienie, którego jeszcze nie było,
tylko ogrody i chwasty i bursztyn
czereśni i Fredro nieprzyzwoity.”
Podmiot liryczny zagłębia się w kolejne wspomnienia jak bohater „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta, któremu smak zamoczonej w herbacie magdalenki przypomina dzieciństwo.

Niezwykle istotny dla ewokowanej przestrzeni wątek sakralny powraca po chwili w postaci milczenia cerkwi i katedry, które - choć różne od siebie - funkcjonowały przecież zgodnie na przestrzeni tego samego miasta, zbyt dużego i zbyt pełnego, aby ktokolwiek mógł je zrozumieć. Toczące się w nim życie zostaje później przyrównane do sztuki teatralnej, której aktorzy, wobec zachwytu publiczności, muszą bisować w nieskończoność. Samo miasto doczeka się natomiast personifikacji, podmiot liryczny powiada bowiem, iż Lwów:
„śmiał się błyskawicami, pokorniał,
wracał do domu i czytał Nowy Testament,
spał na tapczanie pod huculskim kilimem”.

Miasto zostaje także utożsamione ze swoją charakterystyczną, bujną roślinnością, rozrasta się w wierszu jak bluszcz aż do czasu, gdy pojawiają się „zimni ogrodnicy” uzbrojeni w „nożyczki, scyzoryki i żyletki”. Można domyśleć się w tych postaciach symbolu wojny, która wygnała podmiot liryczny z jego miasta, przyczyniając się jednocześnie do sakralizacji „raju utraconego” przez odniesienie go do tragedii innego narodu wygnanego:
„(…) dlaczego każde miasto
musi stać się Jerozolimą i każdy
człowiek Żydem (…)”.

W finale wiersza Lwów staje się miejscem czysto symbolicznym, istniejącym już jedynie w wyobraźni podmiotu lirycznego:
„istnieje, spokojny i czysty jak
brzoskwinia. Lwów jest wszędzie.”
„Wszędzie” znaczy „nigdzie”, ale jednocześnie - Lwów jest wszędzie tam, gdzie pamiętający i kochający go ludzie.

Podobne wypracowania do Adam Zagajewski „Jechać do Lwowa” - interpretacja i analiza poematu